Spacer po Krośnie - „Non omnis moriar”
Ludzie rodzą się i umierają. Miejsca pochówku porastają zielskiem, mgła zapomnienia maskuje ostatnie ślady ich bytności na tym łez padole. Ale czy zawsze? Czy można umrzeć niecałkowicie? Można i aby to udowodnić zapraszam na kolejny spacer ulicami Królewskiego Wolnego Miasta Krosna. Tylko wolniej, nie pędźmy na oślep, rozglądnijmy się i pomyślmy. Zapytajmy kamieni – to na ich omszałych powierzchniach przesiadują grzejąc się w promieniach majowego słońca duchy wielkich krośnian.
Nieobeznani z historią naszego grodu mieszkańcy często uśmiechają się ironicznie gdy przypomni się iż Krosno nazywane było kiedyś małym Krakowem. Tak się składa, że określenie to jest poparte setkami analogii. Ja postaram się jedną z nich wydobyć na światło wiosennego przedpołudnia. Trudno znaleźć bardziej krakowską postać niż nasz największy malarz, najbardziej zasłużony w podtrzymywaniu tożsamości narodowej - Jan Matejko. Nie dość, że mistrz Jan bywał wielokrotnie w Krośnie, inspirowany tym magicznym miejscem urządzał plenery dla swoich studentów, to część siebie pozostawił w swoich krośnieńskich uczniach- Sewerynie Bieszczadzie i Stanisławie Bergmanie.
Ta ostatnia postać będzie kluczem otwierającym nasz spacer. Od tego wielkiego malarza wydepczemy ścieżki do niesamowitych miejsc i zdarzeń, które należy ocalić od zapomnienia, stanowią one bowiem podstawę naszej krośnieńskiej tożsamości.
Przechadzkę czas zacząć. Udajmy się zatem na ulicę Staszica, gdzie przytulony do kapucyńskiego muru stoi okazały budynek. Trudno go nie zauważyć, charakterystyczne, na przemian ceglane oraz tynkowane, poziome pasy wraz z monumentalną wieżyczką, to elementy rozpoznawcze tego domostwa budowanego w stylu dziewiętnastowiecznych, podmiejskich willi. Można by długo się rozpisywać o pięknie i harmonii tej budowli, wystarczy jednak napomknąć, że dom ten zaprojektował nie kto inny tylko twórca kilkudziesięciu kościołów oraz wielu gmachów publicznych, jeden z najwybitniejszych architektów przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku Jan Sas-Zubrzycki dla artysty malarza Stanisława Wojciecha Bergmana. Sam gospodarz domu wykonał zachowane do dzisiaj polichromie umieszczone na belkach stropowych.
Dzieła tego wybitnego artysty znajdują się w wielu muzeach, eksponowane między innymi w muzeum podkarpackim w Krośnie czy Muzeum Niepodległości w Warszawie. Jest jednak jeden wyjątkowy obraz, ten najważniejszy, dzięki któremu tytułowa sentencja naszego spaceru. nabiera swoistej realności. Udajmy się zatem do źródeł czyli na ulicę Franciszkańską. Kiedyś w miejscu tym stał dom miejscowej dewotki, panny Farurejówny.
Dom rozebrano a na jego miejscu cesarski architekt Patroni zbudował okazałą, wczesnobarokową kaplicę. Posadzkę wyłożono chęcińskimi marmurami a sztukaterie wykonał sam Babtysta Falconi. Całość zgrabnie wkomponowana w gotyckie, strzeliste mury kościoła franciszkanów. To tam w lochach krypty spoczywają ciała legendarnych kochanków – dworzanina królewskiego Stanisława Oświęcima oraz jego przyrodniej siostry Anny. Przy tej tragicznie zakończonej miłości naszych krośnieńskich arystokratów, szekspirowscy kochankowie z Werony jawią nam się jako żałosne postacie z tanich romansów dla domowej służby. Wszak Romeo był tylko mieszczańskim synem, wymyślonym przez brytyjskiego komedianta, który sam, tak do końca nie wiadomo czy istniał naprawdę.
Stanisław Oświęcim zaś był postacią historyczną, bohaterem bitwy chocimskiej, uczestnikiem legacji do Porty Otomańskiej, asystował w podróży do Polski Ludwiki Marii Gonzagi – późniejszej królowej. Opisywana w wielu legendach i opiewana przez poetów miłość Stanisława i Anny, pomimo iż papież po wielu perypetiach udzielił zgody na ich ślub zakończyła się tragicznie. 3 stycznia 1647 r., opatrzona sakramentami, Anna umarła. Ten moment, czyli rozpacz Stanisława nad zwłokami ukochanej uwiecznił Stanisław Wojciech Bergman na swoim najsłynniejszym płótnie. Ten to obraz Mieczysław Karłowicz uznał za jedno z najznamienitszych dzieł noszących na sobie podpis polskiego malarza i zainspirowany treścią obrazu oraz legendą napisał wspaniały poemat symfoniczny uznany za największe dzieło polskiej symfoniki przedszymanowskiej.
Pokłoniwszy się pamięci legendarnych kochanków kontynuujmy nasz spacer.
Opuszczamy owianą legendami ulicę Franciszkańską i wychodzimy wprost na publiczny gmach usytuowany przy ulicy Sienkiewicza 12. Budynek wzniesiono w międzymurzu dawnych murów obronnych, w bezpośrednim sąsiedztwie nieistniejącej Bramy Węgierskiej. W Roku Pańskim 1910 Cesarsko Królewski Skarb Państwa zakupił parcelę i ogłosił konkurs na projekt budynku sądu. W trzy lata uwinięto się z budową. Tylko przez rok juryści wydawali werdykty i łagodzili spory, albowiem podczas wojny światowej w gmachu sądu siedzibę urządził sztab generała Brusiłowa a następnie mieścił się tam szpital wojskowy.
Tak się złożyło, że projektantem oraz wykonawcą tej budowli był bratanek Stanisława Wojciecha Bergmana, zdolny architekt a zarazem imiennik malarza Stanisław Bergman, syn zacnej rodziny Józefa i Emilii Bergmanów – krośnieńskich piekarzy i filantropów. Postać tego wybitnego inżyniera, przemysłowca i żołnierza dziwnym trafem odeszła w zapomnienie. Urodził się w Krośnie 26 października 1885 roku, w 1906 roku ukończył Wydział Budownictwa Lądowego w Wyższej Szkole Przemysłowej w Krakowie po czym odbył roczną służbę wojskową w Cesarsko Królewskiej armii. Do wybuchu wojny zajmował się prowadzeniem własnych przedsiębiorstw projektowych i budowlanych. Wychowany w duchu patriotycznym założył organizację niepodległościową w Dwudziestym Galicyjskim Pułku Piechoty. Walczył na froncie karpacko-bukowińskim oraz w kampanii włoskiej. Należał do władz konspiracyjnej organizacji „Wolność”.
W 1920 roku dowodził kompanią „Kulparkowską” podczas obrony Lwowa a następnie kompanią techniczną w pierwszym pułku Strzelców Podhalańskich. Po powrocie z frontu bolszewickiego pracował w Pierwszym Departamencie Ministerstwa Spraw Wojskowych. W 1921 roku zakończył służbę czynną w stopniu majora rezerwy. Powrócił do zawodu architekta i przedsiębiorcy budowlanego w Krośnie oraz we Lwowie.
W kampanii wrześniowej udało mu się uniknąć niewoli i szczęśliwie powrócił do Krosna, gdzie kontynuował służbę w szeregach ZWZ- AK. Aresztowany przez gestapo przebywał w więzieniu w Jaśle a po wkroczeniu armii czerwonej zesłany został do kopalni węgla w Donbasie skąd wrócił po trzech latach i pracował jako inspektor nadzoru w krakowskiej firmie budowlanej. Zmarł w Zakopanem 10 października 1958 roku. Spoczywa na tamtejszym cmentarzu. Odznaczony Krzyżami Walecznych, Krzyżem Obrony Lwowa, Medalem Niepodległości, pięcioma medalami i krzyżami austriackimi. Patrząc na budynek krośnieńskiego sądu warto wspomnieć tę piękną postać bohatera czasu wojny i pokoju, wybitnego oficera i inżyniera, którego losy wprawdzie rzucały w różne miejsca, jednak wychowanie i kształtowanie charakteru wyniósł z naszego miasta. Wszak pochodził z zacnej mieszczańskiej rodziny, wielce zasłużonej dla naszego grodu. Jego ojciec był wieloletnim rajcą krośnieńskim. Członkiem Powiatowego Komitetu Narodowego, silnie zaangażowanym w organizacji zaciągów do legionów Piłsudskiego. Piekarnia Józefa i Emilii Bergmanów przez wiele lat dostarczała nieodpłatnie pieczywo do ochronki sióstr Józefitek. Rodzina ta była mocno związana z ową zacną instytucją, zdecydowanie zasługującą na uwzględnienie w naszym spacerze. Udajmy się więc spod budynku sądu na drugi koniec placu Konstytucji Trzeciego Maja, gdzie w rogu u wylotu ulicy Grodzkiej, otoczony pięknym ogrodem stoi, zaprojektowany przez wspomnianego wcześniej sławnego architekta Jana Sasa-Zubrzyckiego budynek ochronki. Wzniesiony z wielkim smakiem, ogromną dbałością o szczegóły architektoniczne. Posiada elewację frontową podzieloną pionowo z umieszczonym w osi ryzalitem zwieńczonym trójbocznie z umieszczoną na piętrze absydą kaplicy. Całości dopełnia nisza zawierająca figurę św. Józefa. Pomysłodawcą powstania tej instytucji był ksiądz prałat Marcin Uzarski, który przekonawszy do projektu rajców i parafian, umyślił sobie iż należy zabrać się za opiekę i wychowanie krośnieńskiej dziatwy w czasie gdy ich rodzice zajęci byli pracą zawodową. Tak oto powstał zamysł zorganizowania placówki wychowawczej będącej odpowiednikiem dzisiejszych przedszkoli. Tymczasową siedzibą ochronki był wynajęty od Wojciecha Lenika niewielki drewniany budynek przy Placu Konstytucji. Pierwszymi opiekunkami zostały trzy krakowianki, które postanowiły założyć zgromadzenie zakonne. Sprzeciwił się temu biskup Łukasz Solecki. Dlatego po wielu staraniach wstąpiły do lwowskiego Zgromadzenia Sióstr św. Józefa, skąd w roku 1899 przybył wraz z dwiema siostrami ksiądz prałat Zygmunt Gorazdowski. Wychowankami ochronki były dzieci wszystkich stanów, z tym, że pociechy z zamożnych domów wnosiły opłaty, zaś tez z rodzin ubogich przebywały w placówce bezpłatnie. Dzięki staraniom Hrabiny Marii Augustowej Łosiowej powstał komitet wspierający ochronkę i w 1909 roku rozpoczęto budowę nowej siedziby by po roku placówka uzyskała wspaniały budynek przy ulicy Grodzkiej. Za sprawą zaangażowania ludzi kultury i sztuki, inteligencji oraz duchowieństwa, dzieci brały udział w licznych zajęciach umuzykalniających, teatralnych, patriotycznych. Uczyły się dobrych manier, dykcji, zdobywały wiedzę przyrodniczą oraz rozwijały kulturę fizyczną.
Pora zakończyć nasz spacer. Najpiękniej było by dojść do punktu wyjścia. Tak się ładnie składa, że jednym z bardzo zaangażowanych w budowę ochronki krośnian był wspomniany we stępie malarz Seweryn Bieszczad. Zaprojektował on widokówkę ze sprzedaży której dochód przeznaczony był na potrzeby tej wspaniałej placówki wychowawczej. Artysta ów pozostawił po sobie wiele dzieł, jak choćby portrety zasłużonych burmistrzów, rajców, marszałka powiatu Augusta Korczaka Gorayskiego, Teodora Kosińskiego, Wojciecha Biernata i innych wielce zasłużonych mieszczan. Wykonał również dekoracje, do dziś cieszące oczy przechodniów, na elewacji domu rzeźbiarza Andrzeja Lenika. Wielki talent oraz umiejętności wyniesione ze szkoły najbardziej krakowskiego z krakowian, mistrza pędzla, malarza narodowego ducha – Jana Matejki odcisnął się silnie w krajobrazie i klimacie Królewskiego Wolnego Miasta Krosna znanego jako „Parva Cracovia” czyli Mały Kraków.
Tadeusz Gajewski