Spacer po Krośnie
Credula vitam spes fovet et melius cras fore semper dicit.
Mróz ściska siarczysty, zimno. Na domiar złego wiatr poczyna sobie do woli. No i jak tutaj spacerować po Krośnie? Ano trzeba szybko przemykać. Tyle, że wtedy umykają nam imponderabilia – rzeczy na pozór nieistotne, drobne, lecz jak się w nie wgryźć, okazujące się rzeczami niezwykle ważnymi, kluczami do szerokich, czy też głębokich opowieści o dziejach Królewskiego Wolnego Miasta Krosna.
Ulica Grodzka , niegdyś rzemieślnicze przedmieście zamieszkałe przez członków niezbyt zamożnych bractw cechowych. Końcem dziewiętnastego wieku miejsce niezwykle ważne dla podnoszącego się z upadku miasta. Z jednej strony jezdni sławny gmach Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, miejsce patriotycznych uniesień i organicznej pracy z młodzieżą, naprzeciw zabudowania tkalni mechanicznej. Budynek „Sokoła” nadal ma się dobrze, budynek tkalni jakby nabrał nowego blasku. To jednak tylko pozory. Tuż za odnowioną fasadą nie pozostało nic co by przypominało przestronne hale fabryczne. Jesienią ciężki budowlany sprzęt zrównał z ziemią wszystko poza frontową ścianą, za którą w szybkim tempie wzniesiono kolejny sklep samoobsługowy z kropkowanym owadem w logo. Żeby chociaż jakiś pajęczak, drobniutki przędziorek nawiązujący do włókienniczych tradycji tego miejsca... Niestety.
Wybierzmy się zatem na spacer po Krośnie w poszukiwaniu płócien wszelakich, sukna przedniego z wełny karpackich owiec wyrabianego, takoż i sławetnych gaci z najprzedniejszego krośnieńskiego barchanu, co na zimowe okresy wielce przydatnymi onegdaj były, a gdzieś w mrokach dziejów się zapodziały i w zapomnienie poszły. Zajrzyjmy na pożółkłe starością karty kroniki uczonego pana Marcina Bielskiego. Skryba ów początki włókiennictwa na krośnieńskiej ziemi znajduje w czasach zamierzchłych, gdy pierwotna puszcza dolinę Wisłoka porastała a ustanowiona na onej rzece granica z Rusią do spokojnych nie należała. Cóż wtedy miał począć miłościwie panujący Bolesław z racji swych zasług Chrobrym zwany, o którym italscy skrybowie pisali jakoby największym władcą w Europie w czasach owych był, i że srebrne przed nim orły niesiono, lecz przyjdzie czas, że złote poniosą. Sprowadził tedy w te bezludne tereny przygraniczne osadników niemieckich, aby granic bronili. Niestety, lud ten okazał się gruby i niewaleczny, za to do roli zdatny. Potrafili owi kmiecie przędzę wyrabiać i płótna tkać. Tak to na wydzieranych puszczy polach pojawiły się zagony lnu i konopi a zimowymi wieczorami w chatach kręciły się wrzeciona i w ruch poszły tkackie krosna. Z czasem sława krośnieńskich włókniarzy rozniosła się daleko poza granice. O krośnieńskich płótnach czy suknach można przeczytać w węgierskich czy mołdawskich rejestrach celnych.
Wraz z lokacją Krosna na prawie niemieckim rzemiosła włókiennicze zaczęły ulegać uporządkowaniu poprzez zrzeszenia korporacyjne czyli organizacje cechowe. Przynależność do cechów dawała rękodzielnikom poczucie stabilizacji i możliwość rozwoju. Organizacja dbała o równy dostęp do surowców, pilnowała jakości wyrobów i ułatwiała zbyt. Cech zwalczał obcą oraz nieuczciwą konkurencję, szykanował przy tym rzemieślników niezrzeszonych, tzw. partaczy. Korporacje posiadały statuty, które określały prawa. Piekarze np. posiadali prawo konfiskowania chleba wypiekanego przez rzemieślników pozacechowych, szewcy przejmowania obuwia zbywanego poza okresem jarmarków. Za większe przewiny kary były dotkliwsze, dlatego niektórzy nieuczciwi rzemieślnicy uciekali z miasta co spotkało tkaczy: Jerzego Bartschera w roku 1566 oraz Feliksa Czosnka w 1576 roku, o czym świadczą dokumenty procesowe z zajęcia nieruchomości uciekinierów. Członkowie cechów mieli obowiązek wspólnego udziału w nabożeństwach, opiekowali się wybranymi ołtarzami w kościołach, należeli do bractw religijnych. Poszczególne cechy opiekowały się przypisanymi im odcinkami murów obronnych. Starsi cechu sprawowali pieczę nad tzw. skrzynką czyli funduszem bractwa. Ze skrzynki tej finansowano zapomogi dla znajdujących się w potrzebie członków cechu. W roku 1582 czcigodni rajcy krośnieńscy wydali rozporządzenie, srodze pouczające starszych cechu tkackiego. W dokumencie tym określili, że pieniądze odkładane przez tkaczy do cechowej skrzynki stanowią własność całego bractwa i cechmistrzowie nie mają prawa używać ich na własne cele. Bywały też odwrotne sytuacje, kiedy to cechmistrze sprzeciwiali się rajcom walcząc z korupcją i nepotyzmem. W latach 1614 do 1619 starsi cechów czapników, krawców, kowali, tkaczy i bednarzy z wielką stanowczością wiedli spór z radą miejską, sprzeciwiając się nałożonemu na te branże nadzwyczajnemu podatkowi w wysokości tysiąca sześciuset złotych. Powodem sporu było zwolnienie z tego podatku innych rzemiosł czyli szewców, piekarzy, rzeźników i garncarzy. Chociaż tkacze byli badaj najliczniejszą grupą zawodową, należeli jednak do warstw uboższych. Zamieszkiwali podgrodzia i przedmieścia. Dokumenty grodzkie nie odnotowują udziału tkaczy ani w składzie rady ani też ławy sądowniczej. Najliczniej w urzędach tych reprezentowani byli sukiennicy, kuśnierze, krawcy oraz rzeźnicy. W ramach cechów istniały związki czeladnicze. Były to bractwa wyzwolonych rzemieślników, którzy nie posiadali patentów mistrzowskich. Bardzo silne bractwa czeladnicze posiadali w Krośnie sukiennicy, tkacze oraz folusznicy. Świadczy to o dużej liczebności czeladników w branży szeroko pojętego włókiennictwa.
Kontynuujmy zatem nasz spacer śladami tradycji włókienniczych Królewskiego Wolnego Miasta Krosna. Opuściwszy ulicę Grodzką poczłapmy sobie przez Tkacką w stronę Podwala. Ominąwszy dawny gmach Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego skręćmy w prawo, w górę ulicy czcigodnego pana burmistrza Feliksa Czajkowskiego. Poniżej gmachu sądu (w miejscu tym w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych dwudziestego wieku funkcjonowała krośnieńska Izba Wytrzeźwień) odnajdziemy schody prowadzące wprost do ulicy Kazimierza Wielkiego i dalej do Rynku. W szesnastym wieku ten zakątek, zajęty obecnie częściowo przez spadkobiercę Kolegium Jezuickiego czyli Państwową Wyższą Szkołę Zawodową, stanowił niezwykle gwarną dzielnicę rzemieślniczą, zlokalizowaną przy ulicy Sukienników. Była to wówczas najbardziej uprzemysłowiona część miasta. Goniący za zyskiem rzemieślnicy niezbyt dbali o wygląd swoich posesji, liczne warsztaty tkackie, sukiennicze, oficyny, szopy i dobudówki szpeciły podwórza, co prowadziło do częstych interwencji rajców, nakazujących przebudowy, remonty i inne prace podnoszące estetykę dzielnicy. Sukiennicy stanowili bardzo silną ekonomicznie grupę zawodową, wprawdzie znacznie mniej liczną niż tkacze, jednak zamożną, dobrze zorganizowaną i wpływową. W przeciwieństwie do płócienników, zlokalizowani byli w obrębie murów miejskich, posiadali wewnątrz swojej grupy podział pracy. Surowiec, czyli przędzę wełnianą zakupywali u zewnętrznych producentów, najczęściej kobiet z okolicznych wsi. Na wielkich ramach sukienniczych tkano materiał, który następnie wyspecjalizowani rzemieślnicy ubijali czyli folowali. Inni fachowcy zajmowali się wyrównywaniem faktury czyli postrzyganiem, jeszcze inni farbowali.
Pierwsze zapisy dotyczące krośnieńskich sukienników pochodzą z okresu lokacji miasta. W roku 1365 mieszczanie krośnieńscy uzyskali przywilej pozwalający na budowę postrzygalni i ram sukienniczych. W roku 1487 w Bieczu zebrała się starszyzna cechowa sukienników z Krosna, Biecza, Tarnowa, Sącza, Wielopola, Jasła, Ropczyc, Strzyżowa, Pilzna, Czchowa i Ciężkowic aby uzgodnić wspólne zasady zakupu wełny. Założony wtedy związek sukienników tych miast zorganizował zaopatrzenie w surowiec i zakazał indywidualnych zakupów u pośredników czy też pojedynczych producentów. Jako, że na tym monopolu najwięcej zyskiwała starszyzna kontrolująca obrót przędzą, szybko wyrosły potężne fortuny. Z czasem najznakomitsze rody odchodziły od rzemiosła i zaczęły parać się niezwykle intratnym handlem winem węgierskim. Tak to z włókniarzy w kupców przekwalifikowali się Mayerowie, Kilarowie i Praisnerowie, Długoszowie. Za nimi poszli inni. Monopolizacja zaopatrzenia, dodatkowe wielkie dochody z handlu skupione w rękach wąskiej grupy cechmistrzów, doprowadziły do rozwarstwienia w obrębie środowiska włókienniczego. Szybko rozwijająca się wymiana towarowa, w wyniku której do Krosna zaczęły docierać sukna z innych regionów i krajów, sprawiła że ubożsi rzemieślnicy, odcięci od zaopatrzenia w surowce oraz pozbawieni możliwości handlu winem, odchodzili od zawodu i przechodzili do produkcji tańszych, mniej dochodowych, jednak bezpieczniejszych w obrocie towarowym płócien lnianych i konopnych. Tak z końcem siedemnastego wieku produkcja krośnieńskiego sukna powoli zanikła. A jeszcze w testamencie Roberta Wojciecha Portiusa z roku 1658 czytamy, że czcigodny faktor i serwitor Jego Królewskiej Mości poleca wykonawcom swojej ostatniej woli, aby ubogim rozdać po jego śmierci pięćdziesiąt sztuk płótna konopnego oraz pięćdziesiąt sztuk sukna krośnieńskiej roboty.
Najliczniejszą grupą zawodową byli producenci płócien zrzeszeni w cechu tkackim. Pomimo swojej liczebności nigdy nie udało im się wprowadzić do władz grodzkich swojego przedstawiciela. Była to ludność uboga i przez kilka wieków jedynie kilku rodzinom parającym się wyrobem płócien udało się z przedmieść przeprowadzić w obręb murów miejskich. Jedną z przyczyn takiego stanu była zależność tej grupy od kupców hurtowników, narzucających tkaczom bardzo niekorzystny system pracy nakładczej z powierzonego surowca.
Osobną grupę w ramach cechu tkaczy stanowili blecharze. Zajmowali się oni wybielaniem gotowych tkanin. Przejdźmy zatem przez Rynek, na północną stronę, do rogu z którego wychodzi ulica Słowackiego ( w szesnastym wieku ul Piekarzy) oraz stromo w dół w kierunku Wisłoka ulica Blich. Dołem, u podnóża miejskiej skarpy przebiegał wąski kanał biorący początek gdzieś za „Galerią Portius” a kończący się poniżej Pałacu Biskupiego. Była to tzw. Młynówka dostarczająca wodę do miejskich młynów, łaźni, folusza oraz blichu. Były to instytucje miejskie, przynoszące grodowi znacznych dochodów. Parający się wybielaniem płócien blecharze należeli do cechu tkaczy. Zatrudniali liczną rzeszę robotników najemnych. Krośnieński blich cieszył się wysoką renomą, toteż korzystali z jego usług nie tylko członkowie krośnieńskiego cechu tkaczy. Zwożono do wybielania płótna z bliższych i dalszych okolic, nawet z ościennych powiatów.
Liczne pożary, wojny, najazdy, zarazy oraz inne nieszczęścia i plagi które dotknęły miasto końcem siedemnastego wieku doprowadziły do upadku Królewskie Wolne Miasto Krosno. Gród oraz przedmieścia wyludniły się, ustał handel, zanikło rzemiosło. Wiek osiemnasty pogłębił ten stan, by po zaborach i wprowadzeniu izolacji ekonomicznej Królestwa Galicji i Lodomerii, klęski nieurodzaju oraz epidemie dżumy i cholery dopełniły dzieła zniszczenia. Mimo to liczne warsztaty tkackie z lepszym czy gorszym skutkiem funkcjonowały jeszcze do połowy dziewiętnastego wieku. Gwoździem do trumny krośnieńskiego włókiennictwa była budowa cesarsko królewskiej kolei żelaznej. Napływające z innych prowincji cesarstwa tanie wyroby włókiennicze zniszczyły definitywnie krośnieńskie warsztaty tkackie.
Wraz z nastaniem Autonomii Galicyjskiej władze samorządowe miasta oraz powiatu zaczęły czynić starania zmierzające do odrodzenia rzemiosła włókienniczego na ziemi krośnieńskiej. W zamierzeniach światłych samorządowców, włókiennictwo wraz z przemysłem naftowym miało być fundamentem, na którym miano zbudować pomyślność ekonomiczną ludności i pchnąć region na ścieżkę szybkiego rozwoju gospodarczego.
Powędrujmy zatem do pobliskiego miasteczka, znanego ze starych rzemieślniczych tradycji. Stare porzekadło głosi, że do Krosna po pieniądze a do Korczyny po rozum. Coś w tym jest, bo to właśnie w Korczynie zapoczątkowano działania, dzięki którym przez następne sto lat produkowane na naszej ziemi tkaniny podbijały światowe rynki zbytu.
Nastał Rok Pański 1882 a wraz z nim powstało Korczyńskie Towarzystwo Tkaczy. Pięć lat później przy towarzystwie powstaje szkoła włókiennicza pod nazwą Warsztat Naukowy Tkacki. W tym samym 1887 roku w Krośnie, w dniu piętnastego kwietnia również powstaje Warsztat Naukowy Tkacki, który dwa lata później przekształcił się w Krajową Szkołę Tkacką. Aby powstała szkoła władze samorządowe podjęły zobowiązania polegające na zapewnieniu lokalu, opału, pensji pracowniczych oraz stypendiów dla ubogich uczniów. Rajcy krośnieńscy poprosili o protekcję w tej sprawie marszałka krajowego dr Mikołaja Zyblikiewicza. Początkowo szkoła zatrudniała dwóch nauczycieli, którzy na dziewiętnastu warsztatach tkackich szkolili dwudziestu dziewięciu uczniów. Pierwszym kierownikiem szkoły był wybitny inżynier, autor podręcznika do nauki zawodu, który przez wiele lat służył młodzieży w galicyjskich szkołach tkackich - Henryk Gruszecki. Rysunku uczył wybitny artysta, absolwent Akademii Sztuk Pięknych Franciszek Daniszewski, który stworzył zeszyty „Wzory dla tkactwa krajowego”. Uczniowie zgłębiając tajniki zawodu produkowali tkaniny, które z powodzeniem konkurowały na rynkach zagranicznych i świetnie sprzedawały się w Czechach oraz w Niemczech. Początkowo siedzibą szkoły był Pałac Biskupi. W 1890 roku w miejscu rozebranego klasztoru jezuitów rozpoczęto budowę nowego gmachu. W 1891 roku uczniowie Krajowej Szkoły Tkackiej przenieśli się do nowego budynku. Aby zapewnić szkole surowiec oraz umożliwić zbyt produktów, utworzono spółkę tkacką. W roku 1891 połączono spółkę z działającym we Lwowie Pierwszym Galicyjskim Towarzystwem Dla Krajowego Przemysłu Tkackiego. Dwa lata później przekształcono Towarzystwo w Krajowe Towarzystwo Tkackie „Prządka” z siedzibą w Krośnie. „Prządka” oferowała na rynkach szeroką gamę tkanin takich jak płótna szare, białe, barwione. Ponadto wszelkiego rodzaju kapy, ręczniki oraz fartuchy. W ofercie znajdowała się również damska bielizna.
Skierujmy kroki w miejsce gdzie nasz spacer się rozpoczął. Poczłapmy zatem na ulicę Grodzką. Krośnieńscy rajcy wraz z wiceprzewodniczącym rady powiatowej Augustem Gorayskim poczynili starania aby powstała w Krośnie Fabryka Blichu i Apretury. Starania odniosły sukces i od roku 1892 fabryka zajmowała się bieleniem, farbowaniem i wykańczaniem tkanin na potrzeby „Prządki” oraz wszystkich galicyjskich warsztatów tkackich. Dzięki fabryce Towarzystwo osiągało liczne sukcesy i nagrody na targach i wystawach. W roku 1905 Towarzystwo zmieniło nazwę na Tkalnia Mechaniczna Krosno. Zabudowania tkalni, wręcz symboliczne dla miasta, zniknęły robiąc miejsce żarłocznej „Biedronce”.
Zamyśliłem się i mało brakło a staranowany zostałbym przez dumnie kroczących chodnikiem, uzbrojonych po zęby, rosłych jegomościów w czarnych mundurach i kuloodpornych kamizelkach. Na szczęście w porę uskoczyłem unikając grożącego mi niebezpieczeństwa. Dziś kuloodporne kamizelki zdobią policjantów, antyterrorystów, strażników bankowych oraz pracowników wszelkich służb narażonych na zamach z użyciem palnej broni.
Mało kto wie, że pierwszy na świecie kaftan zapewniający ochronę przed karabinowymi kulami wynalazł „polski Edison” , krośnieński wynalazca, człowiek wielce zasłużony dla przemysłu włókienniczego – Jan Szczepanik. Wykonana przez mistrza Jana specjalna tkanina, którą obita została kareta króla Hiszpanii Alfonsa XIII, uratowała tego monarchę od niechybnej śmierci podczas zamachu bombowego. Król wyszedł z zamachu bez szwanku a krośnieński wynalazca otrzymał najwyższe hiszpańskie odznaczenie, czyli Order Izabeli Katolickiej.Kamizelka kuloodporna zainteresowała również cara Mikołaja Drugiego. W uznaniu osiągnięć polskiego wynalazcy odznaczył go Medalem Świętej Anny. Szczepanik odmówił przyjęcia od cara medalu, ten jednak nie zraził się tym afrontem i przesłał Szczepanikowi złoty zegarek. Kamizelki miały grubość jednego centymetra i z łatwością kryły się pod odzieniem zwierzchnim.
Jan Szczepanik urodził się trzynastego czerwca 1872 roku w Rudnikach koło Mościsk w ubogiej wiejskiej rodzinie. Bardzo wcześnie stracił rodziców i wtedy zaopiekowała się nim ciotka. Dzieciństwo zatem przyszły wynalazca spędził w Krośnie, tutaj też pobierał pierwsze nauki. Do Krosna wrócił po ukończeniu krakowskiego seminarium nauczycielskiego. Dziwnym trafem dom w którym mieszkał mieścił się w dawnej dzielnicy rzemieślniczej, o rzut kamieniem od historycznej ulicy Sukienników. Obecnie jest to mała uliczka Jana Szczepanika łącząca się z ulicą Kazimierza Wielkiego przy której przez dziesięciolecia mieściła się Krajowa Szkoła Tkacka a następnie Zespół Szkół Włókienniczych imienia Jana Szczepanika.
Mały Janek od wczesnego dzieciństwa stykał się tkackim rzemiosłem. Można rzec, że wyrósł pośród tkaczy i trudy tego zawodu znał od podszewki, dlatego już jako duży Jan, poważny nauczyciel szkół w Potoku, Lubatówce i Korczynie starał się pomóc rzemieślnikom i jakoś ułatwić ich prace. Ucząc dzieci w korczyńskiej szkole często odwiedzał warsztaty Towarzystwa Tkaczy. Pochylał się nad ciężką, żmudną pracą patroniarzy, którzy sporządzali patrony czyli schematy wzorów mających się znaleźć na gobelinach. Tam właśnie wpadł na pomysł, aby przenosić schemat obrazka na patron metodą fotoelektryczną. Skonstruował w tym celu odpowiednie urządzenie. Następnie uprościł przenoszenie wzorów z patrona na poszczególne elementy maszyny tkackiej i opracował elektromagnetyczne sterowanie procesem tkackim. Działania te doprowadziły do tego, że gobelin, który dotychczas potrzebował wielu dni żmudnej pracy, powstawał w niespełna godzinę.
Ten wynalazek przyniósł mu sławę i pozwolił porzucić szkolnictwo by zająć się pracą badawczą i konstruowaniem następnych wynalazków. W tym celu przeprowadził się do Krakowa a następnie do Wiednia. Prasa na przełomie dziewiętnastego oraz dwudziestego wieku szeroko rozpisywała się na temat jego osiągnięć w dziedzinie włókiennictwa, barwnej fotografii, kolorowego filmu, telewizji. Oprócz tkactwa pasjonowała go również elektronika oraz optyka. Skonstruował przyrząd do mierzenia natężenia kolorów, kinematograf kolorowy, który niestety nie znalazł praktycznego zastosowania, był po prostu zbyt drogi i przegrał konkurencję z technikolorem. Końcem dziewiętnastego wieku opatentował w Brytyjskim Biurze Patentowym telektroscop czyli urządzenie do przenoszenia ruchomego obrazu kolorowego wraz z dźwiękiem na odległość przy pomocy elektryczności. Urządzenie to utorowało drogę późniejszym twórcom telewizji. Patentami tkackimi Szczepanika zainteresował się sławny amerykański pisarz i podróżnik Mark Twain. Literat był zainteresowany kupnem technologii i w tym celu odwiedził wynalazcę w jego wiedeńskiej pracowni. Do transakcji wprawdzie nie doszło, jednak z tego spotkania narodziła się przyjaźń obu panów. Twain poświęcił Szczepanikowi dwie krótkie nowelki.
Przez całe swoje życie Jan Szczepanik skonstruował wiele ciekawych wynalazków, niestety w Powstaniu Warszawskim spłonęła cała przewieziona z Wiednia dokumentacja. Ciekawym urządzeniem był fotosculptor czyli przyrząd do rzeźbienia z kontrolą optyczną, elektryczny karabin maszynowy, iskrowy telegraf bez drutu. Niestety rak wątroby doprowadził do przedwczesnej śmierci tego genialnego wynalazcę. Zmarł przeżywszy pięćdziesiąt cztery lata i spoczywa na Starym cmentarzu w Tarnowie.
Wynalazki Szczepanika tchnęły nowego ducha w przemysł włókienniczy. W 1918 roku spółka z udziałem kapitału miejskiego wybudowała międlarnię i przędzalnię lnu. W roku 1923 rada miasta przez zakup akcji dekapitalizowała Towarzystwo Akcyjne Zakładów Przędzalniczych w Krośnie w celu nabycia przez spółkę nowoczesnych angielskich maszyn. Rozwój „Lnianki” był zjawiskiem niezwykle korzystnym dla miasta. W roku 1935 zakłady te zużywały więcej opału i energii niż reszta miasta. „Lnianka” a wraz z nią szkolnictwo włókiennicze oraz korczyńskie Towarzystwo Tkaczy przetrwały Drugą Wojnę Światową, z dobrym skutkiem radziły sobie w epoce realnego socjalizmu. Krośnieńskie obrusy lniane czy korczyńskie kapy docierały do najdalszych zakątków świata a hasło reklamowe „Polski len zdobi Ciebie i Twój dom” nie było pustym sloganem. Dzisiaj już nie pozostało z tego nic poza zamienionymi na hurtownie obcych towarów budynki, z których wywieziono krosna i maszyny przędzalnicze. Przemiany ustrojowe położyły kres krośnieńskiemu włókiennictwu.
Smutno tak łazić po mieście i patrzeć na wystawy sklepowe pełne obcych, azjatyckich tkanin, dzianin, tanich chińskich tekstyliów z metkami modnych marek towarowych, a wszystko to na chwilkę, na sezon. W przyszłym roku nowa moda i nowy ciuszek. Czasy solidnych, noszonych latami ubrań odeszły w zapomnienie.
No, ale włókiennictwo w Krośnie już wiele upadków przeżyło i jakoś niczym mityczny feniks odradzało się na nowo z popiołów. Wszystko wskazuje, że tak będzie i w dwudziestym pierwszym wieku. Dzięki staraniom tragicznie zmarłej artystki Anny Kobak -Pisowackiej oraz jej męża Jerzego Pisowackiego, prezesa Towarzystwa Wspierania Sztuk Pięknych, kierowane przez panią Ewę Mańkowską Muzeum Rzemiosła w Krośnie podjęło się organizacji cyklicznej imprezy czyli Międzynarodowego Biennale Artystycznej Tkaniny Lnianej. Ta prestiżowa już impreza jak i działania Towarzystwa przyczyniają się do rozwoju tkactwa artystycznego. Jest nadzieja, że po krośnieńskim lnie nie pozostanie tylko legenda opowiadająca o zamienionych w skały prządkach stojących na czarnorzeckim wzgórzu, opowiadana dzieciom w zimowe, długie wieczory przez nostalgiczne babcie, z pietyzmem przykrywające łóżka wzorzystymi, korczyńskimi kapami, zakrywającymi kołdry i poduszki obleczone w solidną, lnianą, krośnieńską pościel, pod którą sny bywają bardziej kolorowe niż szachownice podkrośnieńskich, obsianych lnem pól. Ufna nadzieja podtrzymuje życie i wiecznie mówi, że jutro będzie lepsze. (Tibullus) - Dobranoc.
Tadeusz Gajewski