Pojedziemy na łów w podkrośnieńskie knieje.
Czym tak naprawdę jest współczesne polskie łowiectwo?
Dla przeciętnego obywatela niezwiązanego w żaden sposób z myślistwem czy leśnictwem, myśliwy to taki dziwny facet, który z obłędem w oczach biega po lesie i strzela do wszystkiego co się rusza i nie zdoła uciec.
Zostawmy na boku opowieści zasłyszane od szwagra u cioci Hani na imieninach oraz wszelkie stereotypy , które biorą się z bardzo nikłej powszechnie wiedzy o tym najstarszym męskim zajęciu człowieka. Najstarsze na ziemiach polskich obozowisko myśliwych, polujących na jelenie, konie i bizony pochodzi sprzed około pół miliona lat i zostało odkryte w okolicach Trzebnicy na Dolnym Śląsku. Pomińmy jednak w naszych rozważaniach prehistorycznych myśliwych, dla których polowanie było jedynym obok zbieractwa sposobem zdobywania pożywienia. Wraz z rozwojem rolnictwa pozyskiwanie dzikiego zwierza przestało być powszechnym zajęciem. Współczesne polskie łowiectwo nawiązuje w swojej tradycji i etyce do obyczaju myśliwskiego wywodzącego się z królewskich i rycerskich łowów, jednak z tamtych czasów ostał się jeno ceremoniał, język łowiecki i osoba patrona – Świętego Huberta..
Dzisiejsze myślistwo nie jest, w przeciwieństwie do wędkarstwa ani sportem ani zabawą ani rekreacją. Skrótowo rzecz ujmując, to hodowla dziko żyjących zwierząt, ich ochrona, dbanie o prawidłową kondycję , zapewnienie optymalnych warunków bytowania. Samo polowanie ogranicza się do prawidłowej selekcji, zmniejszania stanu liczebnego niektórych gatunków stosownie do wielkości i zasobności terenów leśnych i polnych.
Wokół naszego środowiska narosło wiele mitów. Jednym z nich jest elitarność. Fakt, jest to swego rodzaju elita, jednak nie wynika ona ani z zamożności ani piastowania wysokich stanowisk czy funkcji społecznych. Prawda jest taka, że osób naprawdę zamożnych czy wysoko postawionych jest garstka w Polskim Związku Łowieckim. Elitarność jest raczej pochodną ogromnego sita przesiewającego kandydatów do naszego grona. Pierwszym etapem jest staż kandydacki, na który zgodnie z prawem może być przyjęty każdy chętny. Mało kto jednak potrafi dotrwać do końca stażu. Ogromna dyspozycyjność, osobisty udział w ciężkich pracach w łowisku, dokarmianiach, budowie paśników, zakładaniu poletek dla zwierzyny i pielęgnacji tychże, cykliczny udział w liczeniu zwierzyny i wielu innych pracach szybko zniechęca niedoszłych adeptów. No a staż to dopiero początek drogi do stania się nemrodem. Po uzyskaniu zaliczenia minimum rocznego okresu szkolenia w kole łowieckim, stażysta przystępuje do cyklu szkoleń teoretycznych organizowanych przez Okręgową Radę Łowiecką. Wykłady obejmują między innymi zajęcia z biologii, kynologii, historii, tradycji, etyki, zagospodarowania łowisk, ochrony upraw leśnych i polnych, broni i amunicji, prawa. Egzaminy ustne, pisemne oraz praktyczne są następnym sitem, przez które przechodzą tylko nieliczni. Na koniec adept poddawany jest badaniom psychologicznym i specjalistycznym badaniom lekarskim i jeżeli wszystko przebiegnie pomyślnie zostaje przyjęty w poczet członków PZŁ i może ubiegać się o pozwolenie na broń palną myśliwską. Pozwolenie wydaje Komendant Wojewódzki Policji w drodze decyzji administracyjnej jeżeli ubiegający się spełnia wszystkie wyznaczone przez ustawę o broni i amunicji wymagania tzn. niekaralność, dobra opinia w środowisku zamieszkania, brak uzależnień od alkoholu i środków odurzających itd.
Następnym mitem jest strzelanie do wszystkiego co się rusza i ogromnych ilościach ubitego zwierza. Corocznie koło łowieckie opracowuje plan pozyskania zwierzyny. Plan pisze się na podstawie dogłębnej analizy zasobności obwodów łowieckich, struktury i ilości zwierza. Z gotowym planem łowczy udaje się do nadleśnictwa i często tutaj zaczynają się problemy. Konflikt interesów jest oczywisty. Dla leśnika priorytetem są uprawy leśne, dla myśliwego wysokie stany zwierzyny. Myśliwy wie, ze jak nadmiernie uszczupli chmary jeleni czy rudle saren to trudno będzie je odbudować. Leśnik zaś martwi się o swoje młodniki, dla niego jeleń jest szkodnikiem zjadającym jego uprawy.
Często słyszy się żeby zostawić zwierzęta w spokoju – natura podobno sama sobie poradzi. Nic bardziej błędnego. Natura radziła sobie sama tysiąc lat temu, gdy ludzi była garstka, drogi i osady gdzieniegdzie a w lasach królował zwierz. Obecnie pozostawienie wszystkiego siłom natury to skazanie wielu gatunków na zagładę. Już obecnie notujemy horrendalną liczebność lisów a co za tym idzie regres rzadkich gatunków np. kuraków leśnych czyli głuszca, cietrzewia, jarząbka. Plagą stają się gatunki obce mnożące się w naszych lasach jak jenot czy szop pracz. Co na to przeciwnicy futrzarstwa? Do nich żaden głos rozsądku nie dociera. Bez odstrzału selekcyjnego bardzo łatwo doprowadzić do nieodwracalnych szkód w populacji. Prosty przykład – jeleń tzw. szydlarz, jest to samiec, który zamiast prawidłowego poroża wykształcił nagie, nierozgałęzione tyki bez charakterystycznych widlic. Wiedząc że podczas walk godowych czyli rykowiska najsilniejszy osobnik bierze wszystko, czyli zapładnia wszystkie łanie w stadzie. Co się stanie gdy szydlarz czyli osobnik chory pokona prawidłowo rozwiniętego jelenia byka? Jakie będzie następne pokolenie? Kto myśli ten zrozumie. Kolejnym mitem jest pijaństwo i hulaszczy tryb życia. Największe w okręgu krośnieńskim, koło łowieckie PONOWA, podczas swojej ponad sześćdziesięcioletniej działalności nie zanotowało żadnego wypadku z bronią palną. O żadnym piciu na polowaniu nie ma mowy.
Oczywiście wśród myśliwych, jak w każdym środowisku, zdarzają się „czarne owce”. Jednak na straży prawa i obyczaju stoją rzecznicy dyscyplinarni oraz sądy łowieckie. Gdy dochodzi do przestępstwa sprawy biorą w swoje ręce prokuratorzy i sądy powszechne. sami myśliwi eliminują ze swojego grona łamiących zasady, bo zależy im na dobrym imieniu związku.
Na koniec kilka słów o etyce i tradycjach łowieckich. Jak już pisałem wcześniej, myślistwo nie jest sportem. Nie polujemy ani dla zabawy ani dla wyczynu. Jeżeli już strzela się do zwierza to po to aby go zabić nie powodując zbędnych cierpień. W przypadku, gdy zwierz zostanie raniony, należy natychmiast go dojść i dobić. Ubitemu zwierzęciu należy się szacunek. Nie wolno stawiać na niego nogi. Najstarszy rangą lub wiekiem myśliwy łamie gałązkę jedliny, jeden kawałek kładzie na ranę postrzałową, drugi wkłada w pysk zwierzęciu jako tzw „ostatni kęs” a trzeci kawałek podaje na nożu lub kapeluszu temu który zwierza ubił. Pozyskaną zwierzynę układa się w tzw. pokot. Uczestnicy polowania odkrywają głowy a hejnalista gra sygnały na śmierć zwierza, dla każdego gatunku osobny. Myśliwy jeżeli chwali się porożem ubitego zwierza, to wyznacznikiem wielkości dumy jest najbardziej chory, zniekształcony okaz, tzw. selekt. Marzeniem jest pozyskanie perukarza – jest to forma poroża w kształcie peruki spowodowana chorobą – samiec nie zrzuca corocznie starego poroża a nakłada nowe.
Miłośnicy grzybobrania często nie zdają sobie sprawy jakie szkody czynią przez swoje głośnie zachowanie w lesie. Wpadają do kniei przed świtem, nawołują się, krzyczą a biedny jeleń zamiast ryczeć i okazywać łaniom swoją męskość nie może sobie miejsca w lesie znaleźć. Ciekawe co by uczynił taki grzybiarz, gdyby w jego noc poślubną do sypialni wtargnęła gromada hałaśliwych osobników i skakała po małżeńskim łożu…
Darz Bór
Tadeusz Gajewski