Czy może być coś piękniejszego niż urodzić się i mieszkać na ziemi krośnieńskiej? Czy zastanawiał się ktoś jakie bogactwo nas otacza? Trzy różniące się znacznie krainy geograficzne stykające się w miejscu gdzie od średniowiecza stoi prastary gród. Mamy to, czego ludzie z równin mogą nam tylko zazdrościć – przepiękne tereny obrośnięte bogatą miejscową roślinnością. Nasze lasy, łąki, miedze, jary i mokradła zamieszkują tysiące gatunków różnych zwierząt, od tych najdrobniejszych po te największe.
Od setek lat budził nas rano śpiew skowronka a w czerwcowe wieczory zasypialiśmy wsłuchani w chór kumkających żab. Grające na zielonych skrzypcach świerszcze były inspiracją dla największego poety ziemi krośnieńskiej Jana Zycha, który jako kilkuletnie pachole uganiał się po korczyńskich miedzach wsłuchany w śpiew natury, by po latach zachwycić nas napisanym przy naftowej lampie cudownym poematem „Zielone skrzypce”.
Wiosna na Podkarpaciu to symfonia nowego życia budzącego się z zimowego uśpienia . W zagłębieniach miedz rodzą się pierwsze zające, tzw. marczaki, w śródpolnych zakrzaczeniach, w rowach, legną się ptaki. Malutkie kuropatwy i przepiórki, majestatycznie kolorowe bażanty, wirtuozi świtu czyli skowronki.
Niestety, razem z nadejściem wiosny budzi się również największy wróg naszej przyrody.
Wstaje ze swojego wyra, przeciąga się leniwie i patrzy na swoje gospodarstwo. A to mu się miedza zarośnięta starym zielskiem nie podoba, to znowu rów przy drodze. Już zapomniał że jesienią zamiast posprzątać resztki traw, skosić badyle i oporządzić gospodarkę czekał na śnieg, który ten bałagan przykryje. No ale teraz wiosna. Trzeba zrobić porządek , no bo co ludzie powiedzą. Wciąga na grzbiet kapotę, wciska się w gumofilce, naciąga na głowę beret i chwyciwszy w garść zapałki idzie urealniać treść starej satyrycznej piosenki Grześkowiaka.
„Chłop żywemu nie przepuści”
Każdego roku z nastaniem wiosny dziesiątki współczesnych barbarzyńców nie zwracając uwagi na płynące zewsząd przestrogi, za nic mając pomstowania naukowców, strażaków, policjantów, leśników, myśliwych czy grzmiących z ambony księży rozpoczyna swój niszczycielski okrutny proceder. Udają że nie słyszą ostrzeżeń, że degradują przyrodę, niszczą szlachetne unikalne rośliny, mordują tysiące drobnych i średnich zwierząt , miliony pożytecznych owadów, wyjaławiają glebę i stwarzają ogromne zagrożenie pożarowe dla lasów, domostw, gospodarstw i ludzi. Nic nie jest w stanie powstrzymać tych wandali. Na przełomie marca i kwietnia w krajobraz przedwiośnia wpisują się złowrogie łuny wypalanych traw.
Corocznie w takich pożarach giną również ludzie. Tak się składa że są to głównie sami winowajcy. Najczęściej bezpośrednią przyczyną śmierci jest zawał mięśnia sercowego lub udar termiczny . Bywa że zmiana kierunku wiatru, zaskakuje podpalacza i staje się on ofiarą własnej głupoty. Niestety uboczne skutki dopadają niczemu niewinnych sąsiadów wandala. Wypalanie traw to jedna z istotnych przyczyn zatruwania i tak już znacznie zanieczyszczonej atmosfery . Tysiące pożarów w skali kraju to niezliczona ilość ton tlenku węgla oraz innych niebezpiecznych związków chemicznych. Z roku na rok pogarsza się stan zdrowia społeczeństwa; zmniejsza się przeciętna długość życia, wzrasta ilość chorób nowotworowych, następują niekorzystne zmiany w układzie kostnym, nasilają się choroby układu krążenia oraz oczu. Dym potęguje choroby układu oddechowego, powoduje alergie.
Największe spustoszenie następuje wśród zwierząt. Ogień trawi miejsca lęgowe ptaków gnieżdżących się na ziemi lub wśród krzewów. Tam właśnie można spotkać gniazda najwspanialszych „budzików” czyli skowronków, tam rodzą się młode bażanty. Dym utrudnia orientację żerującej zwierzynie, jeleniom, dzikom, sarnom. Często zdezorientowane ulegają zaczadzeniu. W płomieniach giną młode zające, miliony pożytecznych owadów, pszczół, trzmieli. Bez szans na przeżycie są całe kolonie mrówek, które słyną jako czyściciele pół, zjadają szkodliwe owady, resztki roślinne i zwierzęce, ułatwiają rozkład masy organicznej, przewietrzają glebę. Giną dżdżownice , pająki, wije i dziesiątki innych gatunków.
Oczywiście chłop uważa, że swój rozum ma i opowiada dyrdymałki że niby to wypalanie użyźnia mu glebę, że wypalał ojciec, dziad i pradziad, że to już obyczaj. Może i obyczaj, ale czy każdy obyczaj przynosi nam Polakom chlubę? Tysiąc lat temu nasi pogańscy przodkowie wraz z poległym wojem palili na stosie jego żonę. Taki obyczaj. Pięćset lat temu nasi chrześcijańscy przodkowie spalili na stosach cały ówczesny personel medyczny czyli babki zielarki, bo niby czarownicami były. Czy to znaczy że my mamy spalić na stosach wszystko co żyje i się rusza i do wody nie zdoła uciec? Na temat tego pożal się Boże użyźniania już dawno wypowiedzieli się naukowcy. Nawet jednorazowe wypalenie trawy obniża wartość plonów o 5 do 8 %, pogarsza się skład botaniczny siana. Niszczone są rośliny motylkowe. Zdecydowanie zwiększa się udział chwastów. Ziemia potrzebuje kilku lat by powrócić do poprzedniego plonowania. Życiodajna warstwa próchnicy bogata w bakterie, grzyby i inną mikroflorę ulega degradacji. Przeżywają tylko głęboko korzeniące się chwasty. W wyniku wysokiej temperatury zmniejsza się ilość azotu w glebie, ulega ona erozji, traci strukturę gruzełkowatą.
Śródpolne zakrzaczenia, miedze, rowy oprócz tego, że są miejscem schronienia zwierzyny to jeszcze spełniają ważną funkcję w prawidłowej gospodarce wodnej. Opóźniają odpływ wód opadowych co poprawia żyzność gleb oraz zmniejsza zagrożenie powodziowe podczas roztopów i intensywnych opadów. Wypalanie niszczy te naturalne zabezpieczenia.
Parafrazując słowa wieszcza – „niechaj kogo dym zamroczy”. Niestety wypalacze traw zbytnio nawdychali się czadu i „takie widzą świata koło, jakie tępymi zakreślą oczy”. Każdy kierowca zetknął się z pewnością z sytuacją, gdy wyjeżdżając zza zakrętu wpadł w gęsty, gryzący dym. Niestety wiejski piroman nie pomyśli jakie zagrożenie stwarza w ruchu drogowym, na jakie straty materialne oraz niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia naraża użytkowników dróg.
Społeczeństwo płacąc podatki finansuje służby ratownictwa, w tym straż pożarną. Służby te powołane są po to aby zapewnić bezpieczeństwo obywateli oraz ich mienia w razie nieszczęśliwych wypadków, klęsk żywiołowych, pożarów. Uświadommy sobie, że wypalanie traw to nie są zdarzenia losowe, to dokonane z premedytacją podpalenia. Angażują one ogromne siły i środki, które mogłyby być użyte na inne cele i przynieść społeczeństwu realne korzyści. Każdy wyjazd zastępu pożarniczego to tysiące złotych wyrzuconych w ogień. W skali kraju to już miliony. To narażanie zdrowia strażaków i innych osób biorących udział w gaszeniu. Jednostki ratownicze zajęte likwidacją skutków barbarzyńskiego procederu nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa obywatelom i w porę dojechać do innych miejsc aby ratować ludzi i ich dobytek.
Wypalanie traw oprócz tego, że jest naprawdę niebezpieczne, jest też niedozwolone. Określają to odpowiednie zapisy prawne:
Ustawa z dnia 16 października 1991 r. o ochronie przyrody. (Dz. U. z 2001 r. Nr 99, poz. 1079 z późn. zm.)
Zgodnie z art. 45 ustawy "zabrania się wypalania roślinności na łąkach, pastwiskach, nieużytkach, rowach, pasach przydrożnych, szlakach kolejowych lub w strefie oczeretów i trzcin".
Art. 59. "Kto wypala roślinność na łąkach, pastwiskach, nieużytkach, rowach, pasach przydrożnych, szlakach kolejowych, w strefie oczeretów lub trzcin podlega karze aresztu lub grzywny".
W ostatnich latach namnożyło się różnych organizacji i ruchów społecznym podpierających się w swoim działaniu magicznym słowem „ekologia”. Działacze tych grup bombardują nas tragicznymi obrazami przedstawiającymi zagładę wielorybów u wybrzeży Japonii czy mordowanie fok w Kanadzie. „Ekolodzy” owi litują się nad rozmnożonym do granic możliwości lisem i innymi drapieżnikami zagrażającymi równowadze w przyrodzie, bezpańskimi psami kłusującymi w naszych lasach i polach, potępiają producentów futer oraz ich klientów. Przywiązują się do drzew w obronie pojedynczych robaczków. Jednym słowem idą po najmniejszej linii oporu walcząc z koncernami, państwami, korporacjami międzynarodowymi. Niestety, nie dostrzegają największego holokaustu rodzimej przyrody ( wypalanie traw to rdzennie polski proceder). Dzieje się tak ponieważ na walce z głupotą i okrucieństwem prostych ludzi nie można zarobić pieniędzy.
Najwyższy czas abyśmy my sami, mieszkańcy, obywatele, zaczęli głośno krzyczeć: wzniecanie pożarów łąk, pastwisk, ściernisk, rowów i miedz to nie są czyny o małej szkodliwości społecznej! Jest to rujnowanie na wielką skalę naszego największego majątku jakim jest nasze środowisko naturalne. Zostawmy naszym dzieciom i wnukom wschód słońca ze śpiewem skowronka czy wieczorną operę kumkających żab. Niech na łąkach upstrzonych chabrowym błękitem po wsze czasy grają świerszcze na zielonych skrzypcach dając natchnienie nowym generacjom poetów. Niech bory, łąki i pola Wam darzą.
Tadeusz Gajewski
publikowany na www.neon.info.pl